Nie wiem, czy ktoś z Was był i lubi, ale dla mnie jesień i zima to najpiękniejszy czas na zwiedzanie naszych Polskich zakamarków. Uwielbiam polskie morze, majestatyczne, ciemnogranatowe. Cisza, spokój, prawdziwa dzikość plaż-tylko w tym okresie. Podobnie urzekły mnie Mazury. Przepiękne kolory i totalny relaks. Zwłaszcza że miałam okazję zawitać do Iławy i przez dwa dni pomieszkać w Hotelu Stary Tartak. Miejscu magicznym.
Macie czasami tak, że wjeżdżacie do jakiegoś miejsca i czujecie się, jakbyście wskoczyli w króliczą norę? I wyskoczyli w zupełnie innym świecie? Ja tak miałam, kiedy zobaczyłam pierwszy raz Stary Tartak. Przepięknie położony-chociaż praktycznie w środku miasta, ale oddzielające go jezioro „Jeziorak” sprawia, jakby człowiek zniknął za weneckim lustrem.
Pierwsze wrażenie to otaczający cię spokój.
Snuje się po korytarzach, po alejkach wokoło hotelu, w pokoju. Cisza, nikt nie zakłóca Twojego pobytu. Mimo mgły i siąpiącego deszczu temperatura zachęca do wypicia kawy na balkonie z przepięknym widokiem na jeziorka i majaczące w oddali miasto. Z daleka widać dach gotyckiego kościoła, który obowiązkowo trzeba zobaczyć. Na szczęście z hotelu można spacerkiem brzegiem jeziora udać się do centrum miasta. W recepcji można wypożyczyć kije do nording walking lub rower i szlakiem zwiedzić najciekawsze jego punkty.
A jeśli zmarznięci wrócicie do hotelu, rewelacyjną alternatywą będzie skorzystanie z urokliwego SPA. Co prawda masaże i zabiegi trzeba wcześniej rezerwować, ale dwie sauny (sucha i mokra), jacuzzi, kamienna rzeka i pokój relaksu ze słoneczną łąką, wystarczająco ukoją Wasze zmysły. Niewątpliwie atutem jest to, że goście hotelowi mogą bezpłatnie i bez limitu korzystać ze SPA. Sąsiadujący z hotelem basen również jest świetną alternatywą do spędzenia czasu. I chociaż na początku wydawało mi się, że minusem tego miejsca jest brak własnego basenu. To jednak niesamowita flora otaczająca hotel zdecydowanie mobilizuje, aby przejść parę kroków (dosłownie) i skorzystać ze świata zjeżdżalni i hydromasaży w budynku obok.
Spędziłam w Starym Tartaku magiczne dwa dni.
Czas upływał zdecydowanie w zwolnionym tempie i przyznam Wam się szczerze, że z przyjemnością zostałabym w hotelu dłużej. Nie tylko ze względu na komfort w pokojach. Zdecydowanie mogłabym tu zarówno przyjechać na wakacje, jak i bez wahania zorganizowałabym konferencję firmową, bo wiem, że niczego by nie brakowało. Dla mnie ważnym jest-a nie w każdym hotelu jest to oczywiste, aby hotel spełniał podstawowe warunki jak czyste ręczniki na prośbę, szlafroki do strefy SPA, czy późne śniadanie w hotelu (do 10:00) z obfitym „szwedzkim bufetem”.
Lubię też, kiedy kompleks jest przemyślany, a temu miejscu nie można niczego zarzucić. Najbardziej zachwycona byłam z karczmy, która usytuowana jest zaraz przy wejściu do hotelu, ale jednak wymusza na Tobie opuszczenie tego przytulnego gniazdka. A to znowu zachęca do spaceru po pięknym ogrodzie lub posiedzenia na tarasie przy samym jeziorze. Wydaje się, jakby nic tu nie było przypadkowe. I nie jest. A już na pewno nie jedzenie, o którym opowiem Wam w oddzielnej recenzji, bo zdecydowanie na to zasługuje.