HOTEL MASURIA (Mazury)


Są takie hotele, w których człowiek ma ochotę zamknąć się w czterech ścianach, bo łóżko wzywa i spokój sączący się z każdego kąta tuli do snu. Są też takie jak Hotel Masuria, gdzie budząc się rano, miałam ochotę krzyknąć „Ahoj Kapitanie!” i stawić się na pokładzie, aby nie przegapić ani chwili, którą można spędzić w tym uroczym hotelu.

Zawsze w takich miejscach jak to, zastanawiam się, jak komuś przyszło do głowy, na takim „końcu świata” wybudować kompleks wypoczynkowy. Gdzie się ktoś zapuścił, jak trafił właśnie tutaj, bo chociaż Hotel Masuria położony jest w dogodnej lokalizacji, bo pomiędzy Ostródą (22 km) a Olsztynem (25 km) w okolicach jeziora Czarnego i licznych rezerwatów przyrody, to mimo wszystko jest to kawałek miejsca pozbawiony śladów cywilizacji. Za to przepiękny. Widok na jezioro Isąg z pokoju. Piękny zapach lasu. Przytulne pokoje, profesjonalne Wellness & SPA, korty tenisowe, boisko do siatkówki, sprzęty wodne, prywatna plaża, klub nocny, sale konferencyjne, restauracja z regionalną kuchnią oraz coś, co dopiero jest w planach-sauna i bania ruska na drewnianym molo na jeziorze!

To wszystko sprawia, że nie chcesz przegapić dnia. I nie wiesz, od czego zacząć!

Bo chociaż za oknem padał śnieg, chciało się wyjść na zewnątrz, żeby posiedzieć nad jeziorem, przejść się alejkami, pooddychać krystalicznie czystym powietrzem. A potem wejść do hotelu, gdzie w lobby znajduje się wielki kominek z miękkimi sofami, przy którym masz ochotę zagrzać zimny nos. Ciekawe jest to, że owo miejsce znajduje się w sercu hotelu. Zupełnie ci to nie przeszkadza i z przyjemnością siadasz tam z winkiem i gazetą. Fajne w tym hotelu jest to, że takich miejsc „do posiedzenia” jest więcej.

Dla tych, co lubią lekturę, czekają zakamarki na parterze z wygodnymi fotelami. Dla chcących porozmawiać na piętrze, na które wchodzi się genialnymi, „marynarskimi” schodami-przygotowano parę stolików i foteli. Ci, którzy lubią rozrywkę znajdą tu coś dla siebie. Stoły bilardowe i tor z kręglami w podziemiach, jak również wydzielona sala do rozmów przy „drinku” oraz dancefloor. Naprawdę nie żartowałam, mówiąc, że można tu zrobić wszystko. A co ciekawsze, w ogóle nie koliduje to z ciszą i spokojem-jeżeli ktoś właśnie na to ma ochotę.

Doskonałym miejscem do takiej formy relaksu jest SPA. I tu się zatrzymam. Bo zanim opowiem Wam o tym, jak bardzo dobrze było mi podczas mojego corocznego, rytuału zimowego składającego się z gorącej czekolady, muszę wspomnieć o najważniejszym. Obsłudze. Tak wysokiej kultury osobistej, jak również obsługi gościa nie spotkałam w żadnym z dotychczas odwiedzonych hoteli. To właśnie Oni sprawiają, że czujesz się w Hotelu Masuria tak dobrze, korzystając z tego, „czym chata bogata”. Począwszy od recepcji-miłej, uśmiechniętej, uczynnej. Przez obsługę pokojową-grzeczną, szybką, staranną, obsługę restauracji-perfekcyjną, cichą, umiejącą doradzić na Panu ochroniarzu, który pomoże w każdej sytuacji, skończywszy. Przez ani jedną chwilę nie poczułam się jak intruz lub zbyt wymagający gość-a do najlżejszych nie należę.

A już w specjalny nastrój wprowadza cię obsługa SPA.

Niezależnie czy jesteś umówiony na zabiegi, czy po prostu korzystasz z basenu. Czy też sauny-wita cię zawsze piękny uśmiech, dobra rada, chęć dopasowania właśnie co Ciebie-bo przecież to Ty jesteś tu najważniejszy. Coś, o czym często hotele zapominają. I tu przyznam, znalazłam ukojenie w starannie przeprowadzonym zabiegu masażu czekoladą. Nie wiem, czy macie tak, jak ja, ale korzystając ze SPA, zwracam uwagę na każdy szczegół. Muzykę w tle, zapach, oświetlenie-wszystko to musi współgrać ze sobą. Do tego sam rytuał zabiegu-olbrzymi plus za to, że nie zostawia się klienta nawet na chwilę. Podczas kiedy leżałam zawinięta folią z maską czekoladową, Pani masowała mi twarz i głowę. Niby tak niewiele a uwierzcie mi, że ja doceniam takie przeprowadzenie zabiegu najbardziej. Nie znoszę, kiedy kosmetyczka wychodzi, zostawiając mnie na dwadzieścia minut samą. To, co czyni miejsce tym bardziej lub mniej pamiętanym jest obsługa i jej podejście do wykonywanej pracy.

Nigdzie bardziej tego nie można zaobserwować jak w części gastronomicznej. Spodobała mi się bardzo sala restauracyjna. Z widokiem na jezioro, przestronna, jasna z marynarskimi wstawkami. Powiem Wam szczerze, że gdybym podczas rejsu mogła zawijać zawsze do mariny z takim hotelem-meldowałabym się pierwsza na każdym rejsie. Bo chociaż uwielbiam kiwającą się kuchenkę, lewitujące talerze oraz nasze morskie gotowanie, to jednak zjedzenie posiłku w takiej restauracji, z taką obsługą i jakością dań-jest bezcenne.

Mój ulubiony punkt programu hotelowego nie zwiódł mnie w żadnym szczególe.

Śniadania są obfite, bufet uzupełniany cały czas, wybór-może podstawowy, ale za to wszystko jest świeże, ładnie ułożone, zadbane. Na życzenie można poprosić o zaserwowanie świeżej jajecznicy, naleśników, omleta. Co kto lubi. Obsługa bardzo pomocna, cały czas ma cię dyskretnie na oku, sprawdza, czy wszystko jest w porządku a przede wszystkim-utrzymuje porządek. Tak, dla mnie to ważne i wcale nie tak oczywiste jakby się mogło wydawać.

Porządek można również zobaczyć w karcie menu i na talerzu. Karta krótka, ale treściwa i obfitująca w „lokalności”. Zarówno jeżeli o dania chodzi, jak i o produkty. Zachwyciła mnie Kompozycja sałat i warzyw z wędzonym pstrągiem i cytryną.. Zwłaszcza, że ryba pochodziła z lokalnej wędzarni i była wyjątkowo delikatna. Tatar wołowy z jajkiem przepiórczym dodatkami i grzanką pszenną również stał się moją ulubioną pozycją. Świeży, zupełnie inaczej skomponowany niż w moim domu, ale równie zacny w smaku.

Idąc za ciosem, na stole pojawił się również Smażony sandacz z puree selerowym, ziemniakami i porem w śmietanie oraz Fraszynki ziemniaczane z duszoną wieprzowiną kozim serem (również lokalnym) i szpinakiem. Najlepsze! Placki al’a racuchy, ale nie racuchy w środku wołowiną i ser, a może takie trochę bliny… no genialne i jestem w tym daniu absolutnie zakochana. Nie, żeby zrazom wołowym z suszonymi grzybami, babką ziemniaczaną i kapustą włoską duszoną z marchewką i bekonem coś brakowało, jednak fraszynki stały się moim ulubionym mazurskim daniem. No może zaraz po serniku z konfiturą jeżynową. I Dzyndzałkach z hreczką i skrzeczkami-co w wolnym tłumaczeniu oznacza pierogi z kaszą i skwarkami. Pyszne! Do tego selekcja regionalnych piw Kormoran i naprawdę niczego już nie brakuje.

O Hotelu Masuria mogłabym opowiadać bez końca. Z przyjemnością będę do niego wracać i z przyjemnością polecać. Zarówno dla Was drodzy goście, jak i na wszelkiego rodzaju spotkania integracyjne-to ważne-jedno z drugim zupełnie nie koliduje. Podczas mojego pobytu jedna z firm korporacyjnych miała swój wyjazd a mimo to, żadne z nas sobie nawzajem nie przeszkadzało. Może to zasługa dobrze rozplanowanej części konferencyjnej. A może właśnie obsługi-wiem jedno-miejsce to na pewno znajdzie się w moich Top 10 za 2015 rok. Ahoj Masuria!