BUMERANG (Pomorze)


W moim podróżowaniu najpiękniejsze jest to, że odwiedzam hotele lub agroturystyki, które potem trafiają do specjalnego miejsca w moim sercu. Stają się takie „moje”. Wracam do nich myślą, kiedy mi źle lub kiedy chce na chwilę przywołać uczucia, które mi towarzyszyły podczas pobytu. Wracam do nich później prywatnie, nie tylko po to, by sprawdzić, czy moja recenzja ma potwierdzenie, lecz przede wszystkim, by jeszcze raz odnaleźć to, czego mi w danej chwili brakuje. Bo tak jak miejsca tworzą ludzie, tak ludzi tworzą miejsca. A Bumerang w Kątach Rybackich i osoby, które go prowadzą, przywracają wiarę w ludzkość.

Od progu czeka cię niesamowita fala pozytywnej energii.

Uczucie przyjaźni i opieki nie opuszcza cię nawet na krok. Tam czas spowalnia, wszystko da się rozwiązać, dosłownie zaszczepiają ci radość i dobrą myśl każdego dnia. Ośrodek jest piękny. Ogrom pracy włożony i wciąż wkładany przez właścicieli i ich rodzinę (bo to biznes rodzinny) odczuwalny jest na każdym kroku. Mam nadzieję, że Pani Ania – właścicielka, powiesi zdjęcia, które nam pokazywała sprzed ich przyjazdu i odkupieniu ośrodka. Słowa nie opiszą, jak to miejsce przeobraziło się, odkąd nim zarządzają. Nawet żadna bajka Disneya i przemiana dyni w karocę nie oddaje tego, co tam się zadziało! Bo jest pięknie.

Dwanaście domków położonych w środku lasu.

Do plaży na piechotę piaskową drogą 15 minut. Dla leniwych samochodem – jakieś 5 minut. Zapach morza, lasu dosłownie wypełnił mi płuca po brzegi ostatnio karmione jedynie krakowskim smogiem. Boże jak tam pachnie!! Cisza i spokój, jakie cię otaczają, są warte absolutnie wszystkiego. Kąty Rybackie to mała miejscowość, ale wbrew pozorom położona bardzo turystycznie. Co to oznacza? Do Krynicy Morskiej jest niespełna 30 km.

Po drodze, jak to nad morzem w sezonie, znajdziecie wszystko: kicz, turystę tańczącego na Kubocie i watę cukrową. Możecie również ominąć te „atrakcje” i pojechać na przepiękny i wyludniony Koniec Polski, gdzie plaża jest szeroka, a morze wyrzuca na brzeg kolorowe kamienie. Możecie również z Wielbłądziego Garbu podziwiać z jednej strony majestatyczne morze a z drugiej spokojną taflę jeziora. Ba! Możecie, jak Wam się znudzi morze, wybrać się nad jezioro, bo jest… po drugiej stronie drogi. A potem wracacie w przyjazne progi tej małej miejscowości, w środek lasu i macie święty spokój. Macie piękną, niemalże pustą plażę. Macie rezerwat kormoranów, macie spacery, przyrodę i komfort.

Niech Was nie odstraszy nazwa „ośrodek wypoczynkowy”. Tak, tak wiem, ja też tak myślałam. Ośrodek wypoczynkowy kojarzy mi się z kolonią nad morzem w latach 90., gdzie spałam w starych wagonach kolejowych, jadłam na stołówce ser żółty i tańczyłam na dyskotece. No nie. Te wyobrażenia możecie zostawić spokojnie za sobą, a nawet pokusić się o nową definicję: miejsca, gdzie w bardzo komfortowych warunkach wypoczniecie w relatywnie przyzwoitej cenie. O!

Bo domki są cudne i przytulne.

W każdym jest zmywarka, kuchenka, TV. Wykończone w nowoczesnym stylu z fajną łazienką i mini tarasem. Każdy ma miejsce na leżak przed domkiem. Może też skorzystać ze wspólnej wiaty, gdzie jest m.in grill. Dzieciaki mają do dyspozycji plac zabaw i boisko do siatkówki. Tak, to świetne miejsce dla dzieci. Bezpieczne i pełne możliwości do zabaw.

Co fajniejsze, masz je cały czas na oku. W ośrodku znajduje się jeden większy domek, z którego właścicielka jest bardzo dumna. I nie ma się co dziwić, bo jest po prostu luksusowy. Zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Spokojnie nada się dla większej grupy znajomych, jak i pary. To poziom, do którego dążą właściciele i mocno trzymam kciuki, aby nie schodzili z tych standardów. Bo chociaż lubię przyrodę i wieś, mogę się włóczyć trzy dni konno bez prysznica i gubić się na bieszczadzkich szlakach, to jednak kiedy wracam do miejsca wypoczynku, musi być ono komfortowe. Tak mam i Wy – skoro czytanie mojego bloga – pewnie też.

I tu tak jest. Co więcej, w jedzenie włożone jest dokładnie tak samo dużo pracy i serca co w cały ośrodek. Śniadania są bogate i obfite. Możecie zjeść zawsze jakiś wyrób własny: na przykład ciasto, chleb lub drożdżowe bułeczki z kruszonką (które podbiły moje kubki smakowe). Obiady są jak w domu: porcje spore a kuchnia zrobi wszystko, żeby Wam dogodzić, co oznacza, że jeżeli jesteś wegetarianką/weganką – też masz opcje zjeść smacznie! Ja miałam wrażenie, że cały czas jem i czułam się naprawdę jak w domu, kiedy Mama za mną chodzi i mówi: „dziecko zjedz coś jeszcze”. Coś cudownego!

Dopiero przy wyjeździe zrozumiałam nazwę ośrodka. Bumerang. Bo jeszcze nie wyjedziesz, a już planujesz powrót. Zresztą kto by nie chciał wracać do miejsca, gdzie dobre myśli łatwiej odnajdują człowieka.