Och, jak czasami potrzebna jest taka przerwa w życiu. Taka wiecie, że na chwile się zatrzymujecie i trwacie w chwili. Zazwyczaj nie trzeba wiele, aby taki moment uświadczyć, niemniej jednak sztuką jest ją znaleźć. Nam pomogła nieoczekiwanie restauracja Tesone.
Miejsce to pełne życzliwych ludzi, świetnej kuchni, chętnie nawiązującego kontakt właściciela i miłej obsługi sprawiło, że byliśmy tylko „tu i teraz”! Co za uczta!! I nie mówię tu tylko o jedzeniu. Nie pamiętam, kiedy tak swobodnie dyskutowałam o świecie, co właśnie tam. Jak miło rozmawia się z osobą, która jest pełna pasji, ale też doświadczenia, a to właśnie stoi za Restauracją Tesone.
Menu to przekrój chyba najlepszych dań, jakie istnieją. Można zjeść zarówno tatara, jak i krewetki. Ciężko jest wybrać, dlatego warto tu przyjść nie tylko raz. Bardzo dobre są kanapki (chociaż słowo „kanapka” to spore niedopowiedzenie) z ich własnej roboty pastrami. Już kiedyś Wam pisałam o zamiłowaniu do tego rodzaju mięsa i co ciekawe tutaj jest ono jeszcze inne. Delikatne. Soczyste. W bardzo fajnej, chrupiącej bułce. Żeby Was też nie zmyliła nazwa, to pełnoprawne danie główne, sycące na amen. Jeśli przy mięsach jesteśmy, to polędwica wołowa jest wyjątkowo delikatna. Warto się skusić.
Ja nie mogłam sobie odmówić pizzy, które tutaj są najwyższych lotów. Jeżeli lubicie pizzę neapolitańską, to właśnie to jest ten adres. Jestem zachwycona jakością składników, ciastem, czasem wypieku (co świadczy o świetnym piecu), absolutnie wszystko się zgadza! Chciałoby się sparafrazować zdanie „Jeść, nie umierać!”
Jest nieformalnie, jest na luzie, bez jakiś spin o nie wiadomo co. Można przyjść i się po prostu wyluzować. Można znakomicie zjeść, pogadać, zatrzymać się na chwile. „Bo na co komu dziś, wczorajszy dzień?”