Trzy razy w moim życiu oświadczyłam się Szefowi Kuchni. W dwóch przypadkach okazało się, że restauracjom przewodzi ten sam Szef (co tylko potwierdziło szczerość mojego uczucia), a trzeci raz był niedawno. W Relais & Châteaux Hotel Copernicus. I nie chodzi tu o romantyczne „wyjdź za mnie i żyjmy długo oraz szczęśliwie” tylko o „błagam karm mnie tak do końca życia”! Dobrze już koniec żartów, bo ta recenzja to poważna sprawa. Na tyle poważna, że mnóstwo czasu upłynęło, zanim odważyłam się wybrać do tego miejsca.
Są takie restauracje na kulinarnej mapie Krakowa, o których można by powiedzieć „relikwie”, chociaż to słowo jak dla mnie ma pejoratywne zabarwienie. Niemniej jednak otoczka niezdobytej gastronomicznej twierdzy, zakorzenionej w fundamentach miasta i od „wieków” wyznaczających poziom-paraliżuje. Bo jeść w tym samym miejscu co George W. Bush czy książę Karol? A co jeśli okaże się, że nie jest fajnie? Jak ja mam to powiedzieć ludziom? Zaufałam jednak swojej intuicji i postanowiłam stawić czoła lękom! „Kulinarna legendo-nadchodzę!” – jak pomyślałam, tak też zrobiłam.
Klasa.
Pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na myśl to właśnie: KLASA. We wszystkim! W cudownym, stylowym, renesansowym, kameralnym wnętrzu. Pięknie zastawionych stołach. Synchronicznej, perfekcyjnej obsłudze. W karcie win, która jest nagradzana prestiżową nagrodą magazynu Wine Spectator – Award of Excellence, jedzeniu, które znalazło się w przewodniku Michelin oraz wyróżnieniem trzech czapek przez Gault & Millau Guide! K l a s a. Jednak tym, co urzekło mnie najbardziej, zaraz obok jedzenia, był Szef Kuchni Marcin Filipkiewicz.
Co za miły człowiek! Przyszedł, pogadał ze śmiertelnikami i wcale w tym nie było zestąpienia rodem Zeusa z Olimpu, a umówmy się, mogło by być. Omówił swoje dania będące polską kuchnią dworską, pełną cudownych, szlachetnych produktów podanych w sposób szalony, artystyczny, zaskakujący. Widzisz jajko, a jesz białą czekoladę przełamaną cytrynowym musem! Kosztujesz przegrzebka, który okazuje się selerem w piance z limonki! Jesz deskę serów niczym najlepszy deser świata. Zamawiasz degustację menu pięciu dań (220 zł), a Szef Kuchni podsyła ci kilka swoich niespodzianek i karmi, i karmi, i nie przestaje!
O tym, że menu degustacyjne jest fantastyczne, pisałam Wam już wcześniej.
Tu jest prawdziwą zabawą, flirtem z kuchnią. Przy pięciu i siedmiu daniach, ma się wybór z menu tego, co Ty chcesz jeść. Zazwyczaj ten rodzaj kolacji jest z góry zaplanowany. Tu, możesz zadecydować sam, na co masz ochotę. Oczywiście o rzeczach typu wegetarianizm, uczulenia, alergie etc. nawet nie wspominam, bo jest to oczywiste. Możesz żonglować pozycjami z menu dowolnie.
I tak do nas na stół trafiły: Foie gras z gorzką czekoladą i konfiturą z leśnych owoców. Pierogi z dynią, sałatką z cukinii i kruszonym krakowskim makaronikiem. Tatar z buraka marynowanego w occie balsamicznym z lodami z maślanki i miodu. Żurek na domowym zakwasie z kiszonymi rydzami i pudrem z bekonu. Pstrąg potokowy z tartym chrzanem i ragout z rzecznych raków. Jeleń z włoskimi orzechami i krokiecikiem z fasoli na musie z jabłka i herbaty earl grey. Sernik z passiflorą i kremem z pomarańczowego miodu i orzeszków pinii. Deska serów z duszoną cebulką i musztardą z gruszek.
Możecie obudzić mnie w nocy i rzucać hasłowo pozycje z menu!
W rzeczy samej, każde danie wypaliło mi w mózgu brzemię wspomnienia, które niczym już nie zostanie zastąpione. Żurek bosko podwędzany. Tatar-lody z maślanki z miodem genialne, soczystość mięsa z jelenia nie do opisania, jedwabista konsystencja foie gras z arogancką nutą gorzkiej czekolady. Smaki przeplatają się, uzupełniają, zmieniają totalnie percepcję poznawczą produktu, jaki znany nam był do tej pory. A wszystko robione własnymi rękoma! Uwierzcie, większość rzeczy powstaje tu od zera. I zapewne, gdyby Marcin miał możliwość hodowania krowy na zapleczu i zasiania pola pszenicy-to by tak zrobił i sam robił nabiał i mąkę!
Po dziś dzień składam pokłon za przygotowaną dla nas degustację. I spokojnie mogę kultywować z pokolenia na pokolenie przekaz, że Relais & Châteaux Hotel Copernicus jest świątynią na krakowskiej mapie gastronomicznej.