I to jest dobre pytanie, które padało z przestrzeni social mediów. Mogłabym tu teraz poetycko napisać o tym, jak to dbać o zdrowie bla bla. Prawda jest jednak taka, że moja fantastyczna wyobraźnia, z którą już mieliście parę razy do czynienia, po usunięciu woreczka żółciowego podsyłała mi obrazy rodem z „Obcego”. Tak, dokładnie ta scena ze zwisającymi glutami.
Wymyśliłam sobie wiec detox.
O detoksach gadają moje dwie kumpele Iza i Ania, które podziwiam i za którymi w tej sprawie jestem daleko, daleeeeko a właściwie wydawało mi się, że nigdy do nich nie dołączę, bo kto by sobie chciał coś takiego robić. Dodatkowo kusiła mnie liczba utraconych kilogramów, smukła sylwetka i wszystkie te bajery, które oglądam na Tik Toku.
Zabierając się za detox, oczywiście przygotowałam się do niej dużo wcześniej-zgodnie z zaleceniami. Szczerze Wam się przyznam, że jest to wyzwanie logistyczne, które z lekka mnie pokonało. Co tam organizacja imprez na 1500 osób czy kolacja serwowana dla 400 ludzi. Nie. Logistycznie pokonało mnie zaplanowanie diety sokowej. Dlaczego?
Bo od liczenia kalorii, gramów, mililitrów i litrów boli mnie głowa. Do tego lista zakupów, żeby nie jeździć po dziesięć razy do hurtowni warzyw (i tak byliśmy trzy razy). Trzymanie się wyznaczonych godzin, codzienne wyciskanie soków na świeżo… jednym słowem DYSCYPLINA. To słowo towarzyszy ci przez 5 dni. Moja wolna wola i religia „nic nie muszę” została całkowicie pogwałcona detoxem sokowym. Na to nie byłam przygotowana.
Sam detox bardziej zaskoczył mnie psychicznymi stanami niż fizycznymi.
Okazało się, że jezdnie to stan umysłu. Nie byliśmy głodni (Tomek robił detox razem ze mną), przynajmniej nie fizycznie. Za to w głowie cały czas mieliśmy na coś ochotę, a ręce same pchały się do szafek w poszukiwaniu przekąsek albo tak zwanego „czegoś dobrego”. I to było najgorsze w tym całym pięciodniowym doświadczeniu.
Dobra a jakie efekty, bo pewnie na to czekacie. Szczerze? Niezbyt spektakularne. Nie schudłam znacząco, nie zeszło mi z obwodów, nie straciłam w oczach. Mimo tego, że dodatkowo od dwóch tygodni regularnie, codziennie chodzę na basen i rehabilitacje. Czy pojawiły się jakieś znaczące zmiany w organizmie? Nie. Wiem, wiem, teraz rozpocznie się wrzawa „znawców”, że coś źle robiliśmy. Może tak, może nie. Subiektywnie jednak mogę Wam powiedzieć, że nic co trwa 3 lub 5 dni nie wpłynie znacząco na Waszą sylwetkę. Nie ma cudów. Przyznam jednak, że psychicznie odpoczęłam-przestałam mieć wizję z „Obcego” i niemalże jestem pewna, że moja dwunastnica jest mi wdzięczna za to szaleństwo. Czy się oczyściłam? Nie wiem, trudno mi to określić. Czy powtórzę to warzywne wyzwanie? Jeśli tak, to tylko w opcji 28- dniowej, jednak patrząc na minę Tomka, kiedy to mówię, nie będzie to prędko.
Dlaczego Wam nie podam przepisu, nie napiszę jak to zrobić etc.?
Z prostego powodu: nie znam się. Nie znam Was, Waszych potrzeb, problemów. Nie jestem dietetykiem i nie należę do osób, które mają jakąkolwiek wiedzę większą w tej sprawie niż swoje doświadczenie dopasowane do naszych potrzeb. Detox sokowy nie zamyka się na 5-ciu dniach. To także tygodnie wcześniejszego przygotowania, odpowiedniej diety etc. Dlatego, jeżeli cię zaciekawiła moja przygoda, to zwyczajnie pochyl się nad swoją. Poczytaj, porozmawiaj, z kim trzeba, poświęć temu chwile, znajdź najlepsze rozwiązanie dla siebie. Tak, jak znalazłam ja.
Czego się nie mówi o detoxach sokowych-tylko dla ludzi o mocnych nerwach (na moim przykładzie, Tomek tak nie miał):
pierwszy dzień jest lajtowy.
Drugi to już wyzwanie logistyczne, jeśli nie masz urlopu-wizyty w WC trzy razy na godzinę. Robi ci się dziwny nalot na zębach.
Trzeciego dnia masz fizyczny kryzys. „Slow motion” w głowie, opóźniony refleks, boisz się wyjść z domu, bo wizja dotarcia do najbliższego WC jest przerażająca i zbyt długa.
Czwarty dzień wracasz do sił, ale masz wrażenie, że jesteś jednym wielkim, śmierdzącym warzywem.
Piąty dzień wszystko puszcza i nawet myślisz sobie „hej, może pociągnę to dłużej”, ale foccacia rosnąca w lodówce od doby przekonuje cię, że jednak zakończysz na dniu piątym:->
ps.: Tomkowi nie było nic z w/w.